poniedziałek, 18 kwietnia 2011

New beginning

Za tworzenie bloga zabierałem się wiele, wiele razy i zawsze kończyłem na tym samym etapie. Przeszkadzały mi problemy techniczne, brak czasu i inne wytłumaczenia. Po ostatnich kilku miesiącach znalazłem jednak trochę czasu na to, by odnaleźć swoją przestrzeń w sieci, gdzie będę umieszczał swoje wypociny. Głównie będą dotyczyły one United - bieżących wydarzeń z klubu z Old Trafford, trochę historii i wielkich zawodników. Planuje też ruszenie z liveblogiem, czyli relacjami na żywo ze spotkań United. Czy skończy się tylko na płonnych nadziejach i obietnicach? Zobaczymy.

Pierwsza notka, o dziwo, będzie dotyczyła rzeczy, która kibicom United kojarzy się mało przyjemnie. Powiedziałbym wręcz, że zalatuje jak z doków Alberta. Dokładnie tak, chodzi o ten jeden z mało znaczących, podrzędnych klubów, którym szczycą się scouserzy. Jedynym pozytywnym aspektem minionego weekendu był właśnie występ Liverpoolu na Emirates. Występ, który może Nam dać 19 tytuł w historii. Co więcej, o ironio, tytuł ten sprawi, że to United przejmą pałeczkę jako najbardziej utytułowana drużyna w angielskim futbolu. Ciekawe, czy Dalglish zdał sobie z tego sprawę, gdy Kuyt w doliczonym czasie gry szykował się do wykonania rzutu karnego. Ciekawe też, czy za swoje "piss off" przed milionami dzieci przed telewizorami ( pamiętajcie o tym, drodzy włodarze FA ) odpowie przed Trybunałem Dyscyplinarnym. Jeżeli Rooney musiał odpokutować za swoje przekleństwa, tym bardziej musi Dalglish - trener to jednak osoba dojrzała, która ma dawać przykład piłkarzom. Nieszczególnie w niedzielny sposób. Dlatego teraz FA, żeby zachować twarz po idiotycznym postępowaniu względem Rooneya, musi dotrzymać konsekwencji i ukarać Dalglisha. Chyba, że czynnikiem decydującym w tej sprawie jest spotkanie z City, które Liverpool już odbył - wtedy Bernstein ma solidny argument w kieszeni.

Kilka słów o występie Diabłów na Wembley. Czuję, jak wielu fanów United, wielki niedosyt i rozczarowanie.  Pal licho przegraną w półfinale FA Cup - mniej przeżywałem odpadnięcie z Evertonem 2 lata temu. Ale to jest City - klub, w którym prym wiodą pieniądze z arabskich kont. Co gorsza, może oznaczać, iż 35-letnia posucha w klubie z Eastlands w końcu dobiegnie końca, a nasz słynny i jakże dumny banner w końcu zakończy swój żywot. Dlatego też gorycz tej porażki jest tak ciężka do przełknięcia - przeżywałem przecież porażki z Liverpoolem w 3 rundzie, czy finałowe fiasko z Arsenalem lub Chelsea. Lecz właśnie przez pryzmat tego, iż okazuje się, że polityka City jest efektywna, a oni są coraz silniejsi, jest mi tak ciężko to znieść. O samym meczu wiele nie mogę napisać. Po pierwszej, obiecującej połowie sądziłem, iż United strzelą bramkę, która zakończy to spotkanie. Niestety, Michael Carrick, który ostatnio był wyróżniającym się graczem naszej ekipy, popełnił fatalny w skutkach błąd. Scholes popisał się bezmyślnym faulem i powrót z zaświatów, jak wiele razy w tym sezonie, okazał się być niemożliwy. Na krytykę zasługuje również Berbatow, który miał na nodze wyśmienitą sytuację, by znowu stać się bohaterem United. Niestety uderzył w stylu Berbatowa z zeszłego sezonu, z 2 metrów wysoko ponad bramką.

Nie możemy jednak dopuścić do tego, by porażka z City pociągnęła drużynę w dół. Jesteśmy w wyśmienitej sytuacji przed pozostałymi meczami sezonu. Mamy 6 punktów przewagi nad Arsenalem i wiele wskazuje na to, iż w bezpośrednim starciu na Emirates rozstrzygną się losy mistrzostwa Anglii. W półfinale Ligi Mistrzów gramy z 9 drużyną Bundesligi - jestem pewien, że gdy narzucimy nasz styl gry to awans mamy w kieszeni. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy na tym etapie rozgrywek to zwątpienie, podłamanie, czy presja. Musimy zakasać rękawy, pokazać jaja i zrobić to, co należy, czyli wygrać ligę i awansować do finału Ligi Mistrzów. I jestem bardziej, niż pewien, że Fergie zadba o to, byśmy w dobrych humorach i z odpowiednim nastawieniem po 43 latach ponownie zdobywali to trofeum na Wembley.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz